piątek, 20 grudnia 2013

Ziu-Ziu.

    Na pierwsze urodziny Julka dostala piekny wozek. Czerwony w biale serduszka, drewniano-wiklinowy. No jak dla mnie bomba. Ona tak entuzjastycznie do niego nie podchodzila. Co prawda popchnela go raz czy dwa, ale na dlugie miesiace trafil w kat pokoju.
Ostatnio cos sie zmienilo. Dorosla chyba? Wozi lalke, uklada ja, przykrywa. Odslania i zaslania daszek i pedzi przed siebie. Nie straszne jej wertepy na chodnikach, ani chlod ocierajacy sie o jej delikatne dlonie. Stanowczym Nie! odmawia nalozenia rekawiczek. Chce zabierac go ze soba wszedzie, a ja nosze wozek w te i z powrotem widzac jaka wielka radosc sprawia jej, ze go ma.

czwartek, 21 listopada 2013

Upadki i inne nieszczescia.

    Raz na jakis czas Julka przezywa jakis upadek. Mniej lub bardziej ingerujacy. W tym wypadku byl ten bardziej, choc nie wygladal. Zaczelo sie od spokojnego spaceru po osiedlu z kluczami w reku. Az tu nagdle noga sie podwinela, reka nie odmierzyla odleglosci do muru i bach. Skora nad warga przetarta, paluszki tak samo, krew z buzi leci. Ja oczywiscie zawal na miejsci, ale sprawdzam czy uzebienie cale. Dziec moj placze w nieboglosy bo boli i piecze. Blonka nad gornymi zebami naderwana, stad ta krew. Zanioslam Mala na rekach do domu, utulilam i uspokoilam. Gdy rano sie obudzilismy, na twarzy Julki w miejscu przetarcia powstal wielki strup, ktory dosc szybko zszedl. Wydaje mi sie, ze to przez wchodzenie na kanape. Julka wtedy trze twarza po siedzeniu i stara sie wsunac pupke.

    Niestety na niektore wypadki nie mamy wplywu. Mozemy tlamaczyc, ze wolniej, ze ostroznie, ale na przyciete palce przez szuflade, guz na glowie, czy inne przetarcie nie ma mocnych.

czwartek, 7 listopada 2013

Mama i inne slowodzwieki.

  Od pewnego czasu slowo "mama" jest top one. Julka uzywa go czesto rekreacyjnie. Innym razem, zebym spojrzala na nia jak np. rozsiadla sie na kanapie lub zeby po prostu zaczepic.
W kazdej sytuacji jest to bardzo slodkie.

Slowo tata tez jest w uzyciu. Natezenie wzrasta z rana, kiedy to tata szykuje sie do pracy.

Innym wyrazem, rowniez bardzo udzielajacym sie jest "ziu-ziu". Tlumacze. Ziu Ziu to wszystko to co ma kolka i jezdzi. Od samochodu po zabawke, biedronke na kolkach.

Slowo bam-pa czyli lampa. Wszystkie swiatelka, ledy z reklamy to bam-pa.

Dzi-dzia lub od pewnego czasu Dzia! Tlumaczyc nie trzeba.

Siiii. To cos goracego. Julka mowi siii na zelazko, kuchenke lub jak zobaczy goraca herbate.

mniam-mniam. Mniam nie brzmi jak mniam, ale zapis fonetyczny jest dla mnie niemozliwy. Tego rowniez tlumaczyc nie trzeba.

Baba, dziadzia lub dzia-dek. Te wyrazy rowniez naleza do jej slownika.

Ale jedynym slowem, ktore wypowiada tak wyraznie, ze czlowiek watpliwosci nie ma i z taka stanowczoscia to "nie!

- Julka, przymierzysz kurtke?
* Nie.

- Julka, chcesz banana?
* Nie.

Gorzej ze slowem "tak", takie na razie nie ma zastosowania.

Zeby tego bylo malo, Julka pieknie wacha kwiatki. Te prawdziwe i te namalowane. Dmucha i mowi aaaah.

Lecz najslodszym jej gestem jest dawanie buziaczkow. Czesto bez przyczyny, choc zdaza sie, ze na widok laptopa nagle leci i daje buziaczki dziadkowi, po czym jej maly paluszek laduje na klawiaturze.

Taka jest ta nasza 14 miesieczna Julka.

piątek, 13 września 2013

Balagan.

   Ty matko dzieci wiesz co to balagan. Chodzisz, podnosisz, sprzatasz, ukladasz, szukasz..oto rzeczywistosc mieszkania z roczniakiem. Jedynym racjonalnym zabiegiem upiekszajacym Twe mieszkanie jest - odkurzanie. Wtedy masz pewnosc, ze Twe piekne dziecie nic z podlogi nie zje. Na przyklad Julka juz dzis probowala trocin od szynszyla. Fu! Ukladanie zabawek nie ma najmniejszego sensu, bo wiedz ze za 30min wszystko bedzie wygladalo podobnie. Jak nie gorzej. Klocki wyciagnie, poprzeklada. A jak dorwie sie do chusteczek nawilzonych to wyciagnie wszystkie..a nawet pogryzie czasem. Wieczorem sie posprzata, by rano dziecko mialo na nowo frajde z przekladania.

wtorek, 10 września 2013

Noce.

    Noce to istna sinusoida. Kiedys wstawalismy co 1.5-3h, patrzac z zazdroscia na inne pary, ktorych dzieci przesypialy cale noce. Wszystko sie zmienilo, blogoslawione chwile kiedy to Julka wstawala tylko raz w nocy, a my wyspani i wypoczeci.
    Ostatni czas to istna rozpusta. Dwie drzemki w ciagu dnia, regularnie. Kapiel, jedzonko i lulu. 20-21 w lozku Julka pieknie spi. Szybka pobudka o 24 i spi do 8:00 lub 9:00. Idealnie wrecz. Mozna sie rozmarzyc, ale wtedy cos wali Cie w leb. Dzisiejsza rzeczywistosc wyglada nastepujaco. Drzemka jedna lub dwie, zalezy od dnia. Spac idzie o 21-22 brykajac po lozku przez 40min, by ladnie pospac do...24. Pozniej chce do lozka, naszego lozka, spac z nami jakby jej posciel parzyla i gryzla delikatne cialko.

Coz zrobic? Czekac i miec nadzieje ze ten piekny okres powroci, bo powroci prawda?

poniedziałek, 9 września 2013

Kamienne kredki.

    Jakis czas temu Monia pokazala mi super kredki. Niby swiecowki, ale za to jakie! Natularne, wiec zjesc mozna, podgrysc i w ogole do buzi pakowac bez obaw. Cena troche duza, bo za 16 malych kredek trzeba zaplacic 54zl (koszt wysylki juz wliczylam), ale urodziny to swietny pretekst. Ciocia Iga poszla na latwizne i kazala mi - mamie cos wymyslic. Kredki! Wpadlam na super mysl. Ciocia Iga tak zareagowala, ze nie wiem czy rowniez na jej urodziny nie kupimy tych kredek.

     Na przesylke czekalismy 3 tygodnie. Otwieram i ogladam. Coz za kolory, piekne! Julka, od razu zaczela bawic sie kolorowymi kamykami. Przekladala, ukladala, wsadzala do pudelka, podrzucala i wyrzucala. Robila wszystko inne niz ich docelowe przeznaczenie. Dopiero pare dni pozniej po 10 probach pokazania jej, ze kamienie przeciez rysuja, stworzyla swoje pierwsze dzielo, ktoremu towarzyszyla zabawa opisana wyzej.
     Po chwili...wstaje, usmiecha sie, a tu zeby pastelowo niebieskie. Jezyk rowniez jakis dziwny. Mietoli w buzi kredke. Fuj! Na szczescie naturalne. Barwniki rowniez.

Ps. Po dluzszych przemysleniach nie wiem czy ja sama bardziej nie jestem zachwycona tymi kredkami. Ale co tam...

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rok.

    Minal rok. Jak dla mnie bardzo szybko. Dla Julki byl to rok ciaglych zmian i sukcesow. Nauczyla sie chodzic i wypowiadac pare slow, a uwierzcie mi dojscie do tego nie bylo wcale takie latwe. Niby normalne i oczywiste, ale ile wysilku, guzow, upadkow takie osiagniecia kryja za soba.
    Ja w tym roku nauczylam sie cierpliwosci, wiekszej cierpliwosci. Wiadomo czasem puszczaja nerwy, masz dosc, jestes zmeczona, ale wychodzisz i oddychasz. Bo co innego mozesz zrobic?
    17 sierpnia, Julka miala swoja pierwsza impreze. Mama bardzo sie postarala, aby wszystko bylo dopiete na ostatni guzik. Tata zas pozwolil Mamie na pichcenie, zabierajac Julke na spacer. Kolorowe, owocowe szaszlyki, muffinki czekoladowe i z borowkami, lemoniada, tort bezowy i inne pysznosci pelne kolorow. Julka wraz z kolezankami podjadaly flipsy, biszkopty oraz to, co udalo sie wziac ze stolu za pomoca reki rodzicow.
    Tego dnia nie tylko Julia swietowala swoj dzien, rowniez ja powracalam do 2012 r. kiedy to wszystko sie zaczelo. Z godziny na godzine wracalam myslami do tego wyjatkowego dnia.
   Julka ubrana w blekitna sukienke, pasujaca do koloru oczu, dzielnie kroczyla do przodu uderzajac bosymi stopami w panele. Przeszla roczek! Juz wczesniej robila duzo krokow, podazala do przodu, ale tego dnia jakby zupelnie zapomniala o raczkowaniu.
    Teraz juz jest latwiej. Idzie gdzie chce, nie musi czekac az ja zaprowadzisz. Jest tylko jedno "ale". Tam, rog, tam drzwi...jeden guz na czole a na nastepny dzien drugi. Palec przycisniety przez szafke. Mozesz chronic, chuchac, dmuchac, ale nie zamkniesz dziecka w pokoju z poduszek. Mozesz zabezpieczyc katy itp i modlic sie, aby nie potknela sie o prosta podloge.

Rok. Tyle zmian. Tyle nadzieji, ale czekamy na nastepny, ktory zapewne bedzie rownie ekscytujacy jak ten pierwszy.

sobota, 10 sierpnia 2013

wyjazdy bliskie i te dalekie.

    Kiedy Maz moj poinfornowal mnie, ze wakacje spedziemy na Mazurach, zamiast wielkiego entuzjazmu zrodzilo sie lekkie przerazenie. Byla zima, Julka jeszcze malutka, jak my na tydzien wyjedziemy? Pol domu musialabym spakowac. Moje mysli nie wybiegaly pol roku w przod, dlatego wyjazd w tamtym czasie powodowal u mnie lekkie przerazenie. Przyszedl lipiec, czas wyjazdu, a ja nie pamietalam o tamtych dylematach. Wiedzialam, ze Julka jest na tyle duza, ze wyjazd z nia na wakacje jest mozliwy. Zajada juz prawie wszystkie potrawy. Budzi sie 1-2x w nocy. Zasypia o 20:00 plus dwie drzemki w ciagu dnia. Ma swoj rytm, ktory przez caly wyjazd utrzymywalismy.

    Mazury byly super. Miejscowosc Iznota na uboczu, cisza i spokoj, wielka posesja wlascicieli swietnie dostosowana dla malych dzieci. Znajomi rowniez dzieciaci, dlatego rozumieli potrzeby postoju 2x w ciagu 30min, chwili odosobnienia w czasie kapieli maluchow, czy tez dziennych drzemek. Kazdy przechodzil przez to samo.
Do tego pyszne jedzenie dopelnialo calosci.

   W czasie wyjazdu Julka po raz pierwszy byla na basenie. W ogole sie nie bala. Odziana w zolty jednoczesciowy stroj kapielowy z falbanka, dziarsko chodzila po basenie.

Powracajac jednak do podrozy. Tydzien po powrocie z Mazur, czekala nas podroz na Slask. Slub i Wesele. Musze przyznac moj stres powrocil. Jakby nie bylo, to 7h w foteliku. Julka prawie cala podroz przespala, a ja czuwalam. Plusem wyjazdow nocnych jest spiacy Maluch, minusem - Ty jak zombie o poranku kiedy to o 7 musisz byc gotowy do zabawy po 3h snu.

Ok, podroz na Slask to jeszcze pikus. Planowalismy pojechac w gory. Oznaczalo to, ze start bedzie w Bialce Tatrzanskiej, meta w Gdyni. 10h w aucie. Plan byl taki: jedziemy na noc, pieknie, ladnie jestesmy o godzinnie X (pewnie porannej) na miejscu. Pan Maz zmeczony, ja jak zombie..slaba perspeltywa.
W ostatniej chwili zabookowalismy nocleg we Wloclawku. Ufff!

Teraz po tych doswiadczeniach, niestraszne mi wyjazdy, pakowanie opanowalam do perfekcji, a Julka stala sie Mala podrozniczka, ktora jest w trakcie buntu wozkowego, ale o tym pozniej...

środa, 31 lipca 2013

Glupota.

Obejrzyj film „One Decision (Child Safety Film - Vehicular Heat Stroke)” w YouTube

    Gdy zachodzisz w ciaze, automatycznie wlacza Ci sie przycisk ostroznosc. Nie wchodzisz w wielkie tlumy, chronisz brzuch, uwazasz na to co jesz, nie palisz i nie pijesz. Wszystko zeby chronic Malenstwo, ktore nosisz. Kiedy po 9 miesiacach wydajesz je na swiat czesto nielekko, a wrecz bardzo bolesnie, chuchasz i dmuchasz, aby wszystko bylo dobrze. Chronisz przed zagrozeniami. Przewijasz, kapiesz, karmisz piersia, nosisz gdy placze, przytulasz i calujesz. Kochasz nad zycie.
W glowie mi sie nie miesci jak mozna zostawic dziecko samo w aucie. Czy to brak odpowiedzialnosci tak ogolnie? czy moze glupota? Oceniac nie bede.
Sama bym nigdy, przenigdy nie wpadla nawet na pomysl, zeby pojsc na zakupy, do domu czy gdziekolwiek i zostawic Moja Julke sama w samochodzie. Czesto nie chce mi sie wszystkiego wykladac, ciezkiego wozka, torby itp. ale na to jest rada. Po prostu nie ide.

Eh...

czwartek, 18 lipca 2013

11 miesiecy

    Wczoraj Julka skonczyla 11 miesiecy. Alez ona juz duza! Pokazuje swoj charakterek na kazdym kroku, zwlaszcza gdy cos jej sie nie podoba. Rozumie duzo, mowi mniej. Zna smaki niezliczonej ilosci potraw. Czesto chodzi bez butow i skarpet, gdy inne dzieci kocem przykryte po szyje. Opaski i czapki tez nie nosi, chyba ze faktycznie wieje mocno. O zgrozo powiedza inne matki. Ruchliwa krzykaczka, aktorstwo odziedziczyla po cioci Idze, czesto symuluje. Zjada mi pomadke BeBe i uwielbia grzebac w niej paluchem. Karmi mnie jajecznica i smieje sie udawanym smiechem. Taka oto jest ta Nasza Julia.

wtorek, 16 lipca 2013

Garnkowa perkusja.

    Kiedy lenistwo spacerowe dopada Matkę, dziecko biedne siedzi i spogląda oczętami co by zmajstrować. Przesadziłam z tym siedzeniem. Dziecko nie siedzi, a chodzi, włazi tu i tam, wyciąga wszystkie gumki i spinki do włosów z koszyczka po raz niezliczony, uderzy się w głowę, to na nogę upuści klocek. Sięga po telefony, majstruje w dekoderze, do szynszyla zagląda. Pędzi do kuchni, do łazienki by drzwi otworzyć i zamknąć zaraz. I tak z 10 razy, aż Matka nie wstanie i nie zamknie na dobre i stwierdzi, że czas zabawę jakąś wymyślić dla dziecka. Kredki i blok już się znudził. Blok na ziemi, kredki w buzi malują zęby. Stolik z kulkami już dawno znudzony, zabawa w akuku również. Czas na orkiestrę. Ponoć każde dziecko to uwielbia - sprawdziłam i muszę przyznać, że to prawda! Poduszki układam, garnki taszczę z kuchni, daję gwiazdkę drewnianą w rączkę, pokazuje i tadam! Dziecko zajęte przez 10 minut. Dla bezdzietnych 10 minut to nic, ale dla tych dzieciatych 10 minut, aby napić się spokojnie kawy to bardzo dużo, prawda?


I tak oto w rytm sama nie wiem czego - Julka zagrała swój pierwszy koncert.


mistrz drugiego planu z kamienna twarza - Elmo

poniedziałek, 15 lipca 2013

Okulista.

    Lekko uciekajace oczko spowodowalo wizyte u okulisty. Jak sie okazalo oko nie ucieka. Cos na wyglad zmarszczki, jak to okreslila Pani doktor daje bledne wizualne wrazenie. To ta czesc ciala, ktora Julka odziedziczyla  po swoim tacie. Ma dokladnie tak samo.

   Ile sie nawyginalam, zeby Julka patrzyla w swiecacy punkt, machalam chusteczkami, zabawkami i innymi rzeczami dostepnymi w gabinecie. Pani doktor starala sie zlapac wiecznie uciekajacy wzrok. Badanie trwalo z 20 minut. W miedzyczasie "doktorowa" zakropila oczy Julki substancja rozszerzajaca zrenice. Oko jest cwane i oszukuje. Krople sprawiaja ze badanie jest bardziej wiarygodne. Od tego momentu Julka wygladala jak sowa. Oczy szeroko otwarte, a w srodku czern. Duza zrenica zajmowala miejsce teczowce. Mimo ograniczonego wzroku oraz dyskomfortu swietlnego Mala byla dzielna i usmiechnieta.

wtorek, 2 lipca 2013

Niebezpieczenstwa i zawaly serca.

    Kiedy Julka zaczela wsadzac wszystko do buzi, moje oczy potroily sie. Mam je wrecz dookola glowy. Co raz cos laduje w jej buzi, najpierw niepozornie zabawka, flips, ale za chwile paproch czy inne badziewie.
   Dwa razy dostalam zawalu. Pierwszy przypadek byl na polwyspie, kiedy to Mala postanowila sprobowac muszelki. Opisywalam to juz w poprzednich postach. Refleks i instynkt pozwolil mi wyciagnac muszelke z gardla.
   Drugi przypadek byl wczoraj. Rano dokladnie odkurzylam mieszkanie. Wszedzie! Pod meblami, za fotelami. Siedzialam na kanapie, a Julka 2m dalej bawila sie, tanczyla przy stoliku z kulkami. Co chwile zaczepiala mnie usmiechem, ktory jej odwzajemnialam. Chwila nieuwagi, doslownie 3 sekundy. Julka w dloni trzyma kawalek sreberka od cukierka. Jej mina wskazuje, ze cos zrobila. Przelyka, polyka i nic. Czym predzej podchodzi do mnie. Podnosze ja w jednej sekundzie i wsadzam palec najglebiej jak sie da. Nic nie czuje, Julka placze glosno i widze ze papierek stanal jej w gardle. Daje picie i modle sie, aby cos wypila. Pije, ale papier stoi dalej. Ciagle placze a ja padam na zawal..prawie. W koncu matka jestem i trzymac sie musze. Daje flipsa i on przepycha papier dalej. Uratowana! Mi drza rece, Julka juz spokojna wtula sie. Po chwili zaczyna sie bawic jakby nigdy nic, a ja padam na kanapie.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Przyjaciele i inne zabawki.

    Kazde dziecko ma swoja ulubiona zabawke. Julka ze wzgledu na wiek ma ich wiele. Co pare tygodni jest nowa, najukochansza.
    Gdy byla malutka, lezaca uwielbiala wszystko co czarno-biale. Jej uwage zwracalo lustro w przedpokoju, a w zasadzie jego rama. Z biegiem czasu polubila grzechotki. Kolorowe, glosne i poreczne. Slon od cioci Kamili mial swoj czas podczas ubierania, kiedy to Mala wydawala z siebie takie krzyki, ze ciezko to wytlumaczyc. Pozniej byly metki, wszystkie! Dlugie, krotkie, materialowe. Te z Ikei to hit. Zyrafa. Oh zyrafa. Mala poreczna zabawka, piszczaca, z wystajacymi uszami idealnie nadajacymi sie do ssania. Zyrafa towarzyszyla jej nadluzej. Do tej pory przyczepiona jest do fotelika samochodowego. Stolik z kulkami tez uwielbia. Uparlam sie na niego i uwazam ze to strzal w 10. Codziennie podchodzi do niego, gra i wrzuca kulki. Sprawia jej ogromna radosc i dzwieki ma przyjemne dla rodzicielskiego ucha. Ostatnio w laski wszedl Elmo z ulicy Sezamkowej...co bedzie nastepne?

piątek, 28 czerwca 2013

Podwojna mama.

    Wczoraj mialam okazje przekonac sie co to znaczy, gdy w naszym domu jest dwojka dzieci.
Magda zadzwonila czy moze zostawic miesieczna Zosie pod moja opieka na pare godzin. Jasne, nie widze problemu - odpowiedzialam. Faktycznie tak bylo, pomyslalam sobie: ja, dwa szkraby -  dam rade, ale z jakiegos powodu zadzwonilam do Asi mej kuzynki niezastapianej i zaprosilam na babska impreze z elementami pomocy.

Przyjechaly.

Julka jeszcze malo spiaca, Zosia za to w trakcie drzemki. Sytuacja opanowana. Magda wyszla, za 10 min byla Asia. Julka juz spiaca coraz bardziej, Zosia spi dalej.
W momencie gdy Julka nie chciala zasnac w domu, towarzystwo mojej kuzynki bylo niezastapiane. Mimo, ze Zosia spala, postanowilam ja przebrac, nakarmic i wsadzic do wozka. Wybralam mniejsze zlo. Julka na spacerze padla po paru minutach. Cisza!
Przeszlysmy wzdluz i wszerz i wrocilysmy do domu. Julka na podlodze sie bawi, a Zosia domaga sie mleka. W momencie gdy starsza kuzynka zobaczyla jak Malenka pije z butelki zapragnela powrocic do noworodkowych zwyczajow. Obserwowala i starala sie sciagnac skarpete przysypiajacej przy butelce Zosi. I tyle. Zosia reszte czasu przespala, w trakcie gdy Julka szalala, stukala, wydawala dziwne dzwieki, bujala wozkiem, wlazila na kanape i jadla.

Monia! W trakcie tego dnia wciaz myslalam o Tobie. Jak juz bedziesz miala to drugie malenstwo w domu, a ja Cie odwiedze i bedziesz miala pomalowane paznokcie to postawie Ci oltarzyk. Bede wydawala ohy i ahy z zachwytu jak dajesz sobie rade. Bo mimo ze Zosia duzo spala, w codziennym zyciu bywa roznie.

wtorek, 25 czerwca 2013

Ciąża.

    Dość szybko zorientowałam się, że jestem w ciąży, a to dzięki Moni która namawiała mnie do zrobienia testu. Pamiętam jak dziś jej słowa dwa tygodnie wcześniej "ale fajnie jakbyś była w ciąży, nasze dzieci byłyby w podobnym wieku, mogłybyśmy razem na spacery chodzić..." i wykrakała. Zadzwoniłam do niej pewnego popołudnia po pracy, aby poinformować, że wynik testu "się robi". Mówię co widzę, a może wtedy myślałam, że tylko mi się wydaje że to widzę, a w słuchawce słyszę okrzyki radości i delikatne piski.
Nie dowierzam. Monia już wiedziała co to znaczy. Ja normalnie też bym wiedziała, ale wtedy wertowałam w pośpiechu ulotkę w celu potwierdzenia. Tak, jestem w ciąży.

   Tutaj pojawia się piękny moment poinformowania Sprawcy zdarzenia o tym, że będzie Ojcem. Wyobrażenia były dalekie od rzeczywistości, że buciki pokaże i się domyśli albo na usg pójdziemy i się dowie. Czas na ziemie wrócić. Zadzwoniłam i jak można najszybciej nie wytrzymałam i powiedziałam. Przez telefon, czaisz!?

    Ciąża przeszła całkiem łagodnie. Bez mdłości, zawrotów głowy. Pracowałam do połowy ciąży. Później miałam wolne, więc wszelkiego rodzaju rozrywki były wskazane. Do tego dochodziła przeprowadzka, ślub. Czas zarezerwowany kompletnie. Dopiero pod koniec, jakieś 2 tygodnie spędziłam w domu, ponieważ upały dawały się we znaki, nogi puchły i ogólnie jakoś tak miło było. Brzuch już ciężki, 19 dodatkowych kilogramów też robiło swoje. Zadyszka szybko łapała, siku wręcz bez przerwy.
Ze wszystkich rozrywek, dwie zapamiętałam dość dobrze. Pierwsza była 2 tygodnie przed porodem, kiedy to postanowiłam iść do kina na Batmana. Nikt nie mówił, że trwa ponad 2 h. O matko! Kręgosłup, pupa, nogi - nie wiedziałam co ratować na początku. Ale dotrwałam.
Kolejnym wydarzeniem był wyjazd do Ostrzyc i kąpiel w jeziorze tydzień przed porodem. Wtedy każdy czekał: urodzę, czy nie urodzę. Nie, nie moi drodzy, jeszcze tydzień - pomyślałam.

    Dzień przed terminem porodu umówiłam się z Alą. To ona została "matką" mojego porodu. Gdy obudziłam się rano, raz na parę godzin miałam lekki skurcz. Od 10:00 powtarzały się częściej. Do 14 były między 6-12 minut. Dzwonie do Męża, do Mamy. Do szpitala - krzyczą. Ależ bez paniki, ja nie rodzę! To jakieś przepowiadające skurcze (głupia baba, uczyłam się całą ciąże, że jak nie mija to już TO!)
Ala kompletnie bez paniki, ostoja spokoju, obserwowała, zajadała się ze mną kukurydzą.A ja rodziłam.

    Do szpitala zostałam przyjęta ok. 15:00. O 22:15 urodziła się Julia. Czas w szpitalu minął bardzo szybko. Ogólnie to nawet nie wiem, kiedy minęło tyle godzin. Inaczej atmosfera wyglądała u mnie w domu. Mama, Tata, Teściowa, Teść, Babcia, Siostra....i Ala, czekali na wiadomość. Doczekali się w końcu.

Oto jest! Julia, malutka istotka!

Mąż mój nieoceniony, bohater. Wytrzymał poród rodzinny bez omdleń. Ja też byłam dla niego łaskawa. Nie gryzłam, nie wyzywałam, nie odgrażałam się, nie drapałam, robiłam to co do mnie należy. Urodziłam nowe życie.

A później dopiero się zaczęło......

Kilka zdjęć z okresu ciąży. 

niedziela, 23 czerwca 2013

Wariacje jedzeniowe i....pies.

    Julka ma swój talerz. Co prawda plastikowy w kucyki Pony w kształcie głowy Myszki Miki, ale jest! Codziennie rano dostaje na nim porcje śniadaniową. Bułka z masłem i "kurczakową" szynką, pomidory, czasem kiełbaski, jajecznicę. Na początku wszystko wygląda pięknie i...czysto, lecz po chwili każdy kawałek chleba itp. znajduję się a) poza talerzem b) na podłodze c) gdzieś przyczepiony do Julki. Te małe rączki gniotą, ściskają, rozrzucają. Po chwili tej wzrokowej masakry, kawałek chleba trafia nieporadnie do buzi. Potem kolejny i kolejny. Śniadanie zjedzone. Po nim nadchodzi czas porządków. Julka cała od masła. Kiełbasa przyklejona do nogi, pomidor gdzieś na bluzce. O podłodze pisać nie będę. Najważniejsze że szczęśliwa i najedzona.
    Menu Julki znacznie się rozrosło. Ogólnie nie przyczepia się do niej żadne uczulenie, więc szalejemy. Zajada już truskawki, maliny, danio, bakusie i inne jogurty w tym naturalne ze świeżymi owocami, rosół gotowany normalnie, frankfurterki (kiełbaski) i inne rzeczy jedzone przez nas. Uwielbia rozgniecione truskawki z bananem i z malinami. Dodaje do tego jogurt. Czasem uda jej się zjeść trochę chusteczki higienicznej, gdy to ukradkiem zabierze jedną z otwartej paczki, rozedrze na małe kawałki i wsadzi do buzi. Szczerze to wole nie wiedzieć co zjadła i w jakiej ilości.
  

  Pies - najlepszy przyjaciel człowieka. Julka - najlepsza przyjaciółka psów. Mała nie boi się zwierząt. Ciągnie do nich, gdy tylko jakieś pojawi się na horyzoncie. Dzisiaj byłyśmy w odwiedzinach u Cioci A. i jej Golden Retrievera. Pies ok. 40 kg. wielki i kudłaty, lecz delikatny i spokojnie nastawiony momentami bał się okrzyków Julki i jej małych, zwinnych rączek wędrujących wgłąb sierści. Odskakiwał i radośnie wracał kładąc się przed Małą. Widok przezabawny i przeuroczy. Julka dość intensywnie głaskała psa po nosie, ciągnęła za ogon.
   Tak samo jest z szynszylem. Mimo, że to małe zwierzątko, mało kontaktowe Julka jest silnie rozbawiona, gdy szynszyl przebiegnie jej po rączkach, a ona ukradkiem dotknie jego miękkiego futerka. Lubi go obserwować.



Dzisiaj jest dzień Ojca. Julka była przygotowana prezentowo, a później zażyczyła sobie zdjęcia z Tatusiem.


poniedziałek, 17 czerwca 2013

10 miesięcy

   Mija kolejny miesiąc życia małej Julii. Gdy jeszcze nie byłam Mamą, miesiąc był krótkim okresem, który przemijał z większymi lub mniejszymi wydarzeniami. Teraz widzę, że każdy dzień ma znaczenie. Każdego dnia Mała może zaskoczyć mnie nową nabytą czynnością. To niesamowite spojrzeć na czas z perspektywy patrzenia na własne dziecko. Doceniam każdy dzień.
   Gdy jeszcze nie byłam Mamą i odwiedzałam znajomych z małymi dziećmi np. w niedziele, myślałam sobie "I co oni będą robili? Nudy, nudy, nudy. Co można robić z małym dzieckiem?" Ja wtedy miałam zaplanowany dzień pełen wrażeń. Teraz wiem, że jak się chce to można przeżyć pełną przygód niedziele. Trzeba być elastycznym i nie zapominać o znajomych. Nie można popaść w te wszystkie domowe obowiązki, bo po jakimś czasie można zwariować. Przynajmniej ja mogę zwariować. Korzystamy na tym my i nasze dzieci. Mają kontakt z nowymi osobami, poznają świat. 
  
   Dzisiaj Julka zupełnie przez przypadek nauczyła się picia przez słomkę. Pan Tata zajmował się Julką, a ona  pełna wolności rozbroiła inhalator na części pierwsze po czym zaczęła ssać końcówkę rurki do maski. Pan Tata krzyczy "słomkę, słomkę daj" to lecę potykając się o milion klocków na podłodze (bo Julka wcześniej robiła spustoszenie w drugim pokoju), obcinam, co by jakoś dała rade pociągnąć i pędem z kubkiem do Julki. Daję do buzi iiiiii.....leci! Brawo, Brawo - krzyczymy. Dla nas prosta czynność, ale dnia Niej to zupełna nowość, dlatego taka dumna stoję patrząc jak córka ze słomki pije.

   Drugim wielkim wydarzeniem 10 miesiąca jest odsmoczenie. Od wczoraj włącznie Julka ani razu nie dostała smoczka do zaśnięcia. Natchnieniem była jej drzemka w aucie. Spokojna, cicha i bez smoczka. Pomyślałam wtedy, że to może dobry czas by spróbować. Gdy nadszedł czas drugiej drzemki, tym razem w swoim łóżku zaczęło się: krzyk, płacz, milion gili wylatujących z jeszcze zakatarzonego noska. Płakała, płakała, aż zasnęła. Ja się nie poddałam, bo wiedziałam, że jej płacz wymusza na mnie, abym ustąpiła. Była najedzona, przebrana. Chciała smoczek. W końcu zasnęła, śpi.

   Kolejne drzemki, zasypianie na noc obyły się bez płaczu. Zamiast smoczka daje jej przytulankę. 
Jutro przetestuje zasypianie w wózku na dworze, a w kolejne dni w aucie. Trzymajcie kciuki.



niedziela, 16 czerwca 2013

Podrozniczki.

   Spontaniczny wyjazd do Bytowa był motywem przewodnim sobotniego dnia. Powodem był maraton Skandia w którym brał udział Tata i jego kumple. Pogoda dzień wcześniej nie wróżyła wyjazdu, wiec nawet się na niego nie nastawiałam, choć chęć kibicowania na mecie była wielka.
    Rano Julka była w dobrym humorze mimo wielodniowego kataru. Co by tu robić? - pomyślałam. Spacer w Sopocie? Zwiastun dnia miał być bardzo przewidywalny i standardowy. Postanowiłam, ze spakuje się i pojadę do Bytowa (100 km od Gdańska).
    Wizja była taka: Julka w drodze będzie pięknie spała. Dojedziemy i będziemy miały 2h na mieście. Czas na zwiedzanie i odwiedzenie paru miejscowych sklepów. Miałam zrobić medale dla Panów i miło spędzić czas zajadając lody.
A tak było na prawdę: Julka faktycznie spała pięknie. Zasnęła zaraz po wejściu do auta, a obudziła się 17 km przed Bytowem. Na miejscu nie było gdzie zaparkować, wiec straciłam 30 min szukając parkingu. Gdy w końcu się udało, postanowiłam znaleźć metę wyścigu, żeby wiedzieć gdzie po 2 h sielanki na mieście się kierować. Dostrzegłam balony, za chwile wielki tłum i setki rowerów. Myślę sobie: pięknie, gdzie ja się pakuje z tym wózkiem? Jakoś się udało...uff. Stoję na mecie w zupełnej niewiedzy, ze Paweł stoi przede mną, a za 5 min Pan Tata dojedzie do mety. Po dość głośnym okrzyku "Hiszpan" (tak mówią koledzy na Pana Tate) wiedziałam ze stoję we właściwym miejscu. 
    Wszystkie moje plany legły w gruzach. Zakupów nie będzie, zwiedzania miasta również.
Julka nie poznała swojego Taty. To przez kask. Muszę przyznać, że trochę się go boi. 
Reszta wyjazdu wyglądała tak, że ja z Julka się relaksowałyśmy w milczeniu, a Panowie nawijali i przeżywali swoje zawody. 

Dzisiaj postanowiłam odsmoczyć Julkę. Nie wiem czy to się uda, bo dzisiejsza popołudniowa drzemka była pełna płaczu. Nie wiem czy starczy mi silnej woli. Mówią, że pierwsze trzy dni są najgorsze. 



środa, 12 czerwca 2013

Dzialkowicze.

    Piatek i sobote spedzilismy na dzialce M&M kolo Szymbarka. Alez odpoczelam. Mimo krotkiego pobytu naladowalam baterie na kolejne kilka dni. Julka miala towarzystwo swojej starszej o az! miesiac i 2 dni Hani. Mezczyzni nasi zajmowali sie dziecmi, a My z Monia moglysmy choc chwile posiedziec i nic nie robic. Urocze.
   Jedynym zmartwieniem bylo jak przezyc noc z dwojka dzieci nieprzwzwyczajonych do towarzystwa pod jednym dachem?
Przepowiadalam najgorsze scenariusze. Gdy dziecko A spi, a dziecko B krzyczy to automatycznie dziecko A tez krzyczy. I tak w kolko. Alez ja sie mylilam. Noc przebiegla lagodnie. Julka po calym dniu spedzonym na swiezym powietrzu spala tak mocno, ze nic jej nie przeszkadzalo.
     Dziewczyny zazywaly kapieli w basenie, zabawy w piaskownicy z malym akcentem picia wody przez Julke i jedzenia piasku przez Hanie. Zrywaly stokrotki dzielac je na 1000 kawalkow. Kazdy platek osobno. Hania nawet sprawdzala jak smakuja.
    Wyjazd uwazam za bardzo udany. Oby takich wiecej.

   

wtorek, 11 czerwca 2013

Bycie mama.

   Kiedy po raz pierwszy dowiedzialam sie ze zostane mama, bylo to dla mnie cos niewyobrazalnego. Ja? Mama? Mala istotka rosla w moim brzuchu, zupelnie zalezna ode mnie. Z czasem oswoilam sie z ta mysla i perspektywa macierzynstwa byla juz czyms normalnym. Powiedzmy. 17 sierpnia 2012 roku na swiat przyszla Julia. Pierwszy tydzien byl dosc trudny. Mimo oswojenia sie z mysla bycia Mama, rzeczywistosc okazala sie troche inna. Emocje ktore posiada mloda mama sa czyms..dziwnym. Wiekszosc kierowana jeszcze przez hormony.
   Dla mnie poczatek byl automatyczny. Przewijanie, karmienie, zamartwianie sie, usypianie itd. W glebi serca kochalam ta mala istotke calym sercem, ale swiadome i silne uczucie przyszlo dopiero po jakims czasie. Dalam nam czas na zapoznanie sie. Z dnia na dzien ja i moja corka znalysmy sie coraz lepiej. Minelo 10 miesiecy a ja nie wyobrazam sobie innego zycia. Jestem bezgranicznie zakochana i dumna ze swojej corki. Cudowne jest obserwowanie jej nowych sztuczek i umiejetnosci. Pokazywanie jej swiata. Mimo gorszych dni, ktore jak u kazdego przychodza moge powiedziec ze jesten spelniona jako Mama. Czasem znajomi pytaja jak sie odnajduje? Coz mam odpowiedziec. Jest mi dobrze!

   Julka jest juz mala spryciula. Potrafi dosc glosno zaprostestowac i domagac sie czegos. Wie gdzie jest lampa, sama je parowki, mimo malej niecheci siedzenia w fotelu. Potrafi chodzic przy kanapie/stole. Od kilku dni nieustannie wola "mama". Uwielbia dzieci, zabawy w piasku. Nawet z trawa sie oswoila. Wymieniac moglabym bez konca..po prostu jest cudowna.

wtorek, 4 czerwca 2013

Plażowanie, grillowanie i inne czasoumilacze.

    Weekend od czwartku do niedzieli był bardzo intensywny. Grillowaliśmy, podróżowaliśmy i miło spędzaliśmy czas topiąc się w promieniach słońca.
   Zaczęliśmy od grilla nad jeziorem w Sitnie. Julka już tam "bywała", więc teren nie był jej obcy. Lęk przed trawą nie zniknął, więc z chęcią siedziała wraz z koleżanką Blanką na kocu pełnym zabawek iiiiii innych cioć. Mięsa się piekły, a my kobiety parę razy zmieniałyśmy położenie. To za gorąco, to dym leci - "w końcu to grill" - usłyszałam. Ciocie pokazywały jezioro i łabędzie, a Julka jak zwykle odwdzięczyła się uśmiechem.


z wujkiem Dawidem



   Inne dni spędziliśmy to w Sopocie, to w Gdańsku. Julka jest dzieckiem szybko przystosowującym się. Nie ma problemu, jeśli w przeciągu paru dni zmieniamy miejsce noclegowe. A my, dość spontanicznie i niezaplanowanie przedłużyliśmy nasze voyage z soboty na wtorek.



  Muszę się pochwalić - Julka ma kuzynkę - pannę Z. Jest Nią zachwycona. Zwłaszcza jej pięknymi, długimi jak na noworodka włosami. Z wielką chęcią pociągnęłaby za kosmyk nie wiedząc ze sprawi pannie Z. ból.
Przyglądała się podczas zabiegów pielęgnacyjnych, zaglądała do łóżeczka i gdy jej kontrolowany przez Tatę paluszek dotkną maleńkiej twarzy - uśmiech pojawił się na buzi.

Maleńka Panna Z.


czwartek, 30 maja 2013

Odwiedziny Cioci Igi i Wujka Davida.

    W związku z uroczystością Chrztu i Ślubu, Trójmiasto odwiedzili goście z dalekiego Londynu. Iga i David. Iga przyjechała z misją. Miała być Panią Świadkową i Matka Chrzestną. Nie powiem - lekko się tym faktem stresowała. Podołała, a reszta pobytu minęła szybko i bezstresowo.

    Julki i moje dni mijały bardzo szybko z pełną ilością atrakcji i świeżego powietrza. Były zabawy w piasku, plażowanie, spacery bardzo długie, huśtawki. Nie ominęły nas również zajęcia w Tarabum Cafe, gdzie mała poznała kilka nowych koleżanek i obśliniła kilka nieswoich zabawek.

Tarabum Cafe
    W poniedziałek odwiedziliśmy półwysep, gdzie Mała, bez żadnego zahamowania kopała nogami i grzebała rękoma w piasku. Wujek David wykopał dla Niej wielki dół, w którym mogła swobodnie stać. oraz robił dla niej baby z piachu, co powodowało wielki uśmiech na jej małej twarzy. Zdarzył się również mały wypadek.  Julka zjadła muszelkę. Pierwszą część wyciągnęłam bez problemu. Druga była już głębiej. Szybkość, zwinność i matczyny instynkt uratował Julkę przez problemami.



   Pobyt dobiegł końca, a smutna ciocia wróciła do dalekiego Londynu. Mamy nadzieje, że już niedługo znowu będziemy mogły spędzić z nią trochę czasu.