niedziela, 28 kwietnia 2013

Pierwsza wielka podroz.

   W sobote po przebojach lotniskowych Piotrka okolo godziny 13:00 ruszylismy w droge do Sierakowa k. Wronek. Okolo 350 km, 4.35h jazdy. (jechalismy 5:30)

Po okolo 7 minutach musielismy zjechac na przystanek nr 1, poniewaz cudowna Julka postanowila uraczyc nas kupa. Mowimy sobie, ze na szczescie. Dalej droga przebiegala bez zadnych problemow. Julka zasnela. Gdy sie obudzila postanowila zjesc troche jablka, popijajac mlekiem i herbatka na zmiane.

Wtedy uraczyla nas kupa nr 2. Kolejny przystanek.

Pod koniec lekko zboczylismy z drogi i musielismy nadrabiac kilka kilometrow. Bylo juz pozno wiec Julka odczuwala zmeczenie, pomarudzila, az w koncu zasnela.

Gdy dojechalismy na miejsce Babcia wycalowala raczki, a szczesliwa Julka mogla odkrywac nowe katy na czworaka. Wolna od fotelika i od pasow.

Po wielkich przezyciach noc byla idealna, poniewaz Mala obudzila sie tylko raz o 4:30.

piątek, 26 kwietnia 2013

8 miesięcy.

Zdjęcia 8 miesięcznej Julki z misiem.


Dotykowe doznania.

  W środę Julka z Tatą odwiedziła plażę. Podróżując na barana z uśmiechem od ucha do ucha podziwiała uroku morza. Nie obyło się bez zainteresowania łabędziami. Z jej ust wydobywał się dźwięk "huu-huu" czyżby chciała je przestraszyć? Całe szczęście bezskutecznie. Tata pokazał jej również czym jest piasek. Pozwolił wsadzić w niego rękę. Niestety mała Julka nie była tym zachwycona. Bała się tego dotyku. Może za szorstki? Nigdy wcześniej nie dotykała czegoś podobnego. Gdy tylko jej ręka wylądowała w piasku, szybką ją zabrała w bezpieczne miejsce. 




   Drugim doznaniem dotykowym była trawa. W czwartek odwiedziłyśmy Monie i Hanie. Tam Julka miała okazje pobyć w ogrodzie. Niestety podobnie jak w przypadku piasku, bała się jej dotykać. Zabierała ręce, gdy tylko opuszki zetknęły się z podłożem. 

  Za kilka dni znowu spróbujemy pokazać jej, że to nic strasznego. Ze zabawa w piasku może być wielką radością....o ile nie zostanie on wcześniej zjedzony.


   



czwartek, 18 kwietnia 2013

Poniedziałek, wtorek, środa, czwartek.....

Miniony tydzień był bardzo aktywny, dla mnie i dla Julki. Wyjazdy, spotkania, wiosenne spacery.

Poniedziałek.

    Po wyjazdowym weekendzie tak się rozbestwiłam, że zapakowałam rano torbę Julki i pojechałam na Żabiankę w odwiedziny. Drogę jaką musiałam przebrnąć odpisywałam już wcześniej. Ponownie spotkałam kilku miłych Panów chętnych do pomocy w noszeniu wózka. Gdy nadszedł czas powrotu, na samą myśl dostawałam mdłości. Dzięki M. i jej uprzejmości w pożyczeniu fotelika do samochodu zostałam wraz z Julka odwieziona w wygodny sposób do domu przez moją Mamę. Uffff!

Wtorek.

   Tak jak tydzień temu byłyśmy z Julka w Tarabum Cafe na zajęciach dla maluchów. Julka cała uradowana, uśmiechała się przez całą godzinę. Podchodziła do maluchów, raz z czystej ciekawości, raz by zabrać jakąś zabawkę. Wszystkie gadżety, które dostała od Pani prowadzącej musiały zostać zbadane przez język. W tej czynności nie była odosobniona. Wystarczyło popatrzeć dookoła.
   Po bardzo sympatyczniej godzinnej aktywności przyszedł czas na relaks dla Matek. Kawka+sernik miodowy-cynamonowy dał radę! Że tak powiem, obżarte, poszłyśmy z Monią i małą Hanią na spacer, silnie ograniczone przez parkometr.





Środa.

Środa to dzień odpoczynku. Spędzona na dzielnicowych zakupach, spacerach i na huśtawce.
Środa to dzień kiedy Julka skończyła 8 miesięcy. Jest już dużą dzidzią. Zjada różne, nowe rzeczy np. bułkę z masłem, zupkę z cielęciną, jogurt naturalny z owocami. Uwielbia Flipsy (które dziecko ich nie lubi).
Wstaje podpierając się o kanapę, raczkuje i to bardzo szybko. Mówi ba-ba, czasem przybiję "pionę".
Śmieje się głosno, obserwuję. Uwielbia turlanie po łóżku, całowanie w rączki (panna księżniczka), podróże też lubi, bo nigdy nie płacze:).


Czwartek.

    Po jednodniowym odpoczynku, wybrałyśmy się na kolejną wycieczkę. Tym razem celem wyprawy było biuro w którym pracuję kuzynka Ania. Pierwszy raz Julka jechała autobusem dłużej niż 5 min. Zaciekawiona oglądała coraz to nowe, zmieniające się twarze. Na spacerze, spała jak aniołek, mimo wiatru, który rozwiewał moje włosy na każdą stronę świata.
W biurze, Julka zaczęła się rządzić i była w swoim żywiole. Zjadła trochę kartki, rzucała telefonem (za przyzwoleniem cioci Ani), płytą CD, stukała, pukała i waliła długopisem w biurko. Aktywna jak zawsze, zadowolona również. Odwiedziłyśmy Tarabum Cafe. Tym razem, była jedynym dzieckiem, a my z Ania jedynymi gośćmi. Po soku marchewkowym nadszedł czas na obranie kierunku -> DOM.
 
   Rano ugotowałam jej zupkę. Cielęcina z warzywami i kleikiem kukurydzianym. Zjadła z apetytem, a ja byłam zadowolona, że smakował jej mój wyrób.

iiiiiiiiiii.....tego dnia odkryłam u Julki kolejnego zęba. Górna lewa dwójka!





Piątek.

Piątek planujemy spędzić w domu, aby zregenerować siły na weekend.


środa, 10 kwietnia 2013

Ja, Julka, schody i skm.

   Po ostatnich dniach w rozjazdach dziś postanowiłam również wyrwać się z Julką z domu. Jako cel obrałam pracę rodziców - Żabianka. Wszystko wydawałoby się takie proste gdyby podróż odbywała się tak jak zawsze, samochodem. Dziś przełamałam "schodową" barierę peronu SKM.

   Zadowolone wyszłyśmy z domu, Julka zasnęła zanim doszłyśmy do kolejki. Przede mną pierwsze schody w dół. Nic trudnego. Stopień po stopniu i ciach jesteśmy na dole. Julka śpi dalej. Za chwilę już nie było tak kolorowo, bo moim oczom ukazało się chyba 45 stopni do góry. No nic, wózek tyłem, wdech i do góry. Miałyśmy do szczęście, bo na peronie byłyśmy razem z kolejka. Oczywiście wszyscy weszli, zanim ja zdążyłam dojechać do ostatnich drzwi, ale jakiś miły Pan nr 1 pomógł wnieść wózek do kolejki. Skierowałam się do ostatniej części wagonu. Powinni zrobić tam coś bardziej pozytywnego. Ludzie jadący ze mną nie wyglądali na super przyjaznych, ale pozory mogą mylić. Jakiś Pan nawet spijał poranne(10:00) piwko.

Dojechałyśmy.

Z kolejki wózek wyniosłam sama.
Jak na złość dworzec na Żabiance jest w remoncie. Zero górki na schodach, windy też brak. Zaczynam schodzić...i tu ku mojemu zaskoczeniu słyszę kobiecy głos
- "może Pani pomóc?"    ohhhh..kobieto spadłaś mi z nieba!
- "tak, jasne, byłoby super!"

Zeszłam w dół, żeby po 20 m wejść do góry. Nikogo nie namierzyłam, wiec wózek pod pachę i hop do góry. Uffff, jestem! Nogawka lekko brudna, Włos w buzi, ale jestem u góry. A Julka nadal śpi.

Następnie był bardzo relaksujący spacer........

Kilka godzin później nadszedł czas powrotu:

Odwracam historię.

Zaczynam od relaksującego spaceru w słońcu. Julka zasnęła zanim doszłam do kolejki.

Schody w dól. Schodzę bez problemu. Julka nadal śpi.

Za 20 m schody do góry. Ehhhhhh.....
Po dwóch stopniach Pan nr 2. sam wychodzi z pomocą. Po prostu łapie wózek i wchodzimy. Dziękuje po raz 3 dzisiejszego dnia.

Gdy już jestem u góry przypomniałam sobie o skasowaniu biletów! Jak ja mogłam o tym zapomnieć?
Ale Pan nr 3. zszedł i skasował.

Do kolejki Pan nr 4 pomaga wnieść wózek. Dziękuję po raz 5. Jest i nasza stacja. Julka w między czasie się obudziła i jakby nigdy nic, patrzyła, obserwowała ludzi którzy ją otaczają.

Nasza stacja. Pan nr 5 wychodzi z kolejki i łapie za wózek. Nie musiałam nawet prosić.

Przed porannym wyjściem z domu, miałam lekkie obawy przed targaniem wózka po schodach, ale jak widać ludzie, którzy nas otaczają są pomocni. Nie trzeba nawet prosić. Ok, czasem trzeba, ale pomagają bez problemu.

Wróciłyśmy zadowolone. Julka wyspana. Ja zmęczona i tak uśmiechnięte dobrnęłyśmy do wieczora.








wtorek, 9 kwietnia 2013

Nasz wtorek.

    Od jakiegoś czasu widzimy u Julki tendencje do korzystania z jednej strony swojego ciała. W tym celu parę miesięcy wcześniej udałam się z nią do neurologa, który stwierdził, że jak już sama usiądzie to wszystko się unormuję. Julka usiadła sama, z pleców na brzuch i hop siedzi. Lecz kręgosłup znów krzywy. Wczoraj odwiedziliśmy OWI w Gdyni w celu konsultacji z lekarzem rehabilitacji. Doktor zauważyła zmianę i zapisała na następny dzień do fizjoterapeuty, aby ta pokazała jak ćwiczyć z tym małym ciałem. Byłyśmy. Tata też był i pilnie słuchał i oglądał. Wizyta była umówiona na godzinę 8. Julka wyspana, najedzona i szczęśliwa życiem. Pięknie współpracowała, ćwiczyła, wykrzywiała się, łapała. Zajęcia trwały godzinę. Pod koniec cierpliwość lekko obumarła. Zapamiętałam cenne uwagi fizjoterapeutki i od dziś trenujemy również w domu. Jak najczęściej.

  Na godzinę 10:00 byłyśmy już umówione na spotkanie z innymi mamami w Tarabum Cafe. Było nas 7 mam, 7 dziewczynek do 14 miesiąca życia, a zajęcia nazywały się Przytulaczki. Było przezabawnie. Piosenki, grzechotki, tańce, groszki, kołysanki, poduszki i inne doznania słuchowo dotykowo.

  Po zajęciach zmęczone i zmachane mamy musiały napić się kawki.

  Trzeba przyznać że Tarabum Cafe jest idealnie przystosowane na wizytę z małymi dziećmi. Jest w sumie wszystko co potrzebne. Przewijak w łazience, wykładzina do pełzania, poduszki, krzesełka do karmienia i miła obsługa.


                                                                                 https://www.facebook.com/TarabumCafe



   Po spacerze wróciłyśmy do domu z ciocią Moniką, Darią i małą Hanią. Dziewczyny bawiły się na swój własny uroczy sposób, ale nie obyło się bez wsadzania palców do oczu.

  Odwiedziła Nas również ciocia Sylwia, której jesteśmy niezmiernie wdzięczni za rozliczenie naszych Pitów (zapraszam na kawę).

Po wieczornych zabawach, gilgotkach z babcią Julka zasnęła.






środa, 3 kwietnia 2013

Ba-Ba

   Wiele mam czeka, aż ich dziecko zacznie wydawać coraz to nowe dźwięki. Julka w swoim repertuarze miała różne tonacje "aaaaa", "eeeee", "iiiiiii" oraz "y-y-y-y". Parę dni temu do listy doszło ba-ba-ba. Julka zasysa dolną wargę i wtedy zaczyna swą przemowę.
   Obie babcie są przeszczęśliwe, że to właśnie baba jest pierwszą sylabą. Tata natomiast stara się za każdym razem poprawiać swą córkę i doszukiwać się koślawców wersji baba "ale przecież powiedziała prawie tata":D Mama tez prawie powiedziała.

   Dzisiaj byłyśmy w odwiedzinach u maleńkiej Basi i jej Mamy. Wypuściłyśmy się na cały dzień. Basia spokojna, czasem tylko zapłakała. Spacer zaliczyłyśmy, ploteczki również i było bardzo przyjemnie mimo, że nie widziałyśmy się wieki. Julka z zaciekawieniem obserwowała Basię. Za wszelka cenę starała się złapać jej ciemne, długie włosy. Niestety tylko na patrzeniu się skończyło, ponieważ Julka nie jest delikatna w swym dotyku. Tu pociągnie, tu zadrapie, uderzy...oczywiście wszystko z czystej ciekawości.